wtorek, 1 lipca 2014

Zaczynamy


Od dłuższego czasu, gdzieś z tyłu głowy błąkała mi się myśl o tym, że dobrze by było zacząć stosować w praktyce wszystkie mądre rady które przeczytałam w książkach i na blogach o minimalizmie. W związku z przejściowymi kłopotami finansowymi jakie dotknęły naszą rodzinę, zdecydowaliśmy się ograniczyć nasze codzienne wydatki i zobowiązania finansowe do minimum. 

Pierwszą myślą jaką miałam po podjęciu tej decyzji było zadowolenie z faktu, że minimalistami dotychczas nie byliśmy. Decydując się na niekupowanie niczego oprócz jedzenia i środków higienicznych przez najbliższe kilka miesięcy, mogłam być pewna że zgromadzone w domu niezliczone rzeczy, zaspokoją wszystkie nasze podstawowe potrzeby, a nawet większość zachcianek. Posiadamy zapas ubrań, kosmetyków, nieprzeczytanych książek, nieobejrzanych filmów, gier planszowych i komputerowych, zabawek, sprzętu sportowego, elektronicznego, narzędzi, a nawet piętrzące się apetycznie w kuchennych szafkach stosy jedzenia (czyżby w oczekiwaniu na klęskę żywiołową i odcięcie na wiele tygodni od dostaw żywności?). 

W drugiej kolejności zaczęłam się zastanawiać, jak to się stało, że w naszych szafach, szafkach, na półkach, w garderobie, pojemnikach, albo po prostu na podłodze, leżą setki złotych, które wydawało nam się wydawać na ABSOLUTNIE potrzebne rzeczy. Jak się okazuje duża część z nich była tylko umiarkowanie potrzebna, gdyż nie są one obecnie noszone, czytane, oglądane, używane...  Część z tych zakupów nadal posiada metki, gdyż przyjemność wykorzystania zakończyła się w momencie przeniesienia ich przez próg. 

Pogrążona w zadumie nad zasadnością posiadania trzech par nart dla jednej osoby, poczułam się przytłoczona ciężarem pękatych szaf i pełnych półek. W mojej głowie zakiełkowała myśl, że warunki do zmiany stylu życia jeszcze nigdy nie były tak korzystne. 

Przeprowadziłam rozmowę z rodziną. Podjęliśmy wyzwanie. Zaprosiliśmy do domu minimalizm.

O naszej rodzinnej drodze do minimalizmu przeczytasz na tym blogu. 

Brak komentarzy: